Prolog
Doskonale wiedziałam, że ta historia
nie mogła się tak zakończyć. Od początku zdawałam sobie sprawę, że będzie ciąg
dalszy. Skąd wiedziałam? Intuicja. To byłoby zbyt proste. Zupełnie nie w stylu
‘szarej i brutalnej rzeczywistości’, w której żyjemy. Były chwile, w których
udawało mi się zapomnieć. Porzucić wszystkie wspomnienia. Po prostu żyć! Ale to
były tylko krótkie przebłyski. Gdzieś podświadomie wiedziałam, że każdy dzień
bez jego spojrzenia, jego głosu i smaku jego ust, to moja własna porażka. Wewnętrzna
walka, w której nie było zwycięscy. Mimo to trwałam uparcie na polu bitewnym.
Zabijałam każdą cząstkę mojego człowieczeństwa. Małymi kroczkami tonęłam w
przekonaniu, że miłość to zło, które zniszczyło wszystko. Choć winna byłam
tylko ja…
Byłam gotowa zakochać się jeszcze
raz. Porzucić wszystkie przekonania, zapomnieć o strachu. Uwierzyć w tą całą popapraną aurę miłości. Po
prostu kochać do szaleństwa. Robić dokładnie to, na co w magicznym Val di Fiemme
nie byłam w stanie zdecydować się. Tak… Nigdy nie trwało to długo. Burzliwe
związki mają to do siebie. Czasem
zrywałam Ja, czasem On. Nie było reguły, nie było wyrzutów sumienia czy choćby
iskierki wątpliwości. Podobało mi się to, że wśród tych znajomości, nowych związków, oboje wmawialiśmy sobie, że
to miłość. Później, kiedy uznaliśmy, że już czas, kończyliśmy to. Mijało trochę
czasu i zjawiał się kolejny On. Tak
miało już pozostać na zawsze lub jeszcze dłużej. Cholera to wie. Aż do czasu,
gdy…
**
- Nie…-
powiedziałam słabo. Tego było zbyt wiele. Słowa krążyły w mojej
podświadomości. Niszczyły mój grunt, pozbawiały mnie tlenu, a świat zaczynał wirować.
Odpływałam. Rzeczywistość musiała się przeterminować bo już kompletnie nie zdawałam sobie sprawy z
tego gdzie się znajduję i co robię. Słyszałam tylko ten stanowczy głos i
podwójny sens wypowiedzianych przez niego słów.
‘Wyjazd.’
‘Siostra.’ ‘Zaręczyny, a wkrótce ślub’. ‘Moje zadanie.’ ‘Tajemnicza blondynka.’
‘Zagadka do rozwiązania.’ ‘Moje pierwsze duże, dziennikarskie zadanie.’ ‘Bez
dyskusji.’
Koniec.
Koniec. Koniec. To był koniec. Mój
koniec. Nasz koniec. Diabeł jeden wiedział, co było gorsze.
Gdyby nie
ciemność, która mnie ogarnęła zaśmiałabym się z własnej głupoty. Z własnej
naiwności!
Naprawdę
sądziłam, że ten dzień nigdy się nie wydarzy? Kolejne piękne kłamstwo w moim
wykonaniu.
**
Witajcie!
Olka i jej specyficzny sposób postrzegania rzeczywistości powraca!
Rozgośćcie się na nowym blogu i oceniajcie!
Pozdrawiam ;)