sobota, 12 października 2013

[EPILOG]



Dedykuję:
*Natalii
* Megi
* Alice

Bo zawsze byłyście:)

**

W prawdziwym życiu nie ma zakończeń. Zawsze jest coś ‘po’. Wole myśleć, że tak jest. Ta opcja wydaje mi się bezpieczniejsza, trochę bardziej stabilna. Albo może do niej zwyczajnie przywykłam, a po raz kolejny uczyć się jakiejś nowej zasady od zawsze było zbyt trudne dla mnie.
                Ale gdyby wierzyć, że życie jest książką. Jednotomowym dziełem opisującym każde nasze myśli, decyzje, wszystkie, dosłownie wszystkie przeżyte chwile. Ta wizja też wydaje mi się dobra. Morał i zapamiętanie, delikatna rysa, która nigdy nie zniknie. Takie życie miałoby sens. Musielibyśmy być bardzo wybredni, gdyby takie rozwiązanie wydawałoby się nam niewystarczające.
                Skoro książka, to i rozdziały są niezbędne. Harmonia, której nie dostrzegamy, a która tworzy się w banalna całość. Ciągła opowieść o Olce. O nim. O paru osobach, które teraz są, a które kiedyś znikną. No i o miłości. Spełnionej nie w tak oczywisty sposób. O wzlotach i jeszcze większej liczbie upadków. O marzeniach, lotach w przestworzach i miękkim lądowaniu dokładnie tam gdzie wymyśliło sobie przeznaczenie. U jego boku.
                To dziwne uczucie. To jakbym była na tyle naiwna, aby myśleć, że od początku miałam wpływ na tę historię. Aż tak okłamywać się nie potrafię. A szkoda. Chyba właśnie, pierwszy raz tak naprawdę, zamknęłam ten rozdział. Taki długi i krótki zarazem rozdział. Teraz to koniec. Ale nie śmierć. Pamiętajcie. Zakończyć można tylko rozdział nic innego. Chyba czas wymyślić mu jakąś nazwę. Jakąś odpowiednią. Pasującą do sytuacji. Może…
**
Była trzecia w nocy, może parę minut po. Muzyka zwolniła. Kołysanka wypełniała nasze uszy. Pozwalała zatonąć nam w jej dźwiękach. Tonąć ostatni raz.
-Nigdy nie sądziłem, że tak to się skończy- wyszeptał do mojego ucha.
- Przecież jest idealnie- odparłam.
- To prawda.
Chwycił mnie za ręce i delikatnie okręcił. Nasze spojrzenia znów spotkały się. Błysk w jego oczach nadal był, nadal hipnotyzował. Ale już inaczej.
- Powinieneś oszczędzać nogę- skarciłam go .
- Nie codziennie ma się wesele-zaśmiał się.- Zacznę się oszczędzać od jutra.
- Jak zawsze uparty.
-Mogę cię o coś zapytać?- spytał poważnie.
-Oczywiście.
- Kochasz go?
Zaczerwieniłam się, ale nie odwróciłam wzroku. Zasługiwał na szczerość. Zasługiwał, abym to ja mu ją dała.
- Masz coś przeciwko?
Milczał przez chwilę. Analizował słowa, które powiedziałam, które sam chciał wypowiedzieć już za moment.
-  Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi. Zasługujecie na to. Oboje.
Zamknęłam powieki. Jeszcze raz zachłysnęłam się muzyką i jego zapachem. Tym razem to ja chciałam skoczyć. Rozpędzić się wśród wspomnień, schować do reklamówki wszystkie łzy, wszystkie pocałunki i pełne uczuć słowa. Rozchylić ramiona i oderwać się od ziemi. Tak po prostu.

 I frunąć. Frunąć. Frunąć. Frunąć. I pamiętać. Pamiętać wszystko. 

Później wylądować . Postawić bose stopy na zimnej powierzchni i móc żyć dalej. Poukładane do szuflady chwile z tobą zamknąć i ŻYĆ.
Iść przez życie dalej. Może nawet trochę dojrzalej.
I tańczyć. Choćby jeszcze tylko parę sekund. 

Aż do zakończenia tej piosenki.

Aż do odwrócenia ostatniej kartki z tego rozdziału. 

Aż do teraz. 


„Zaw­sze trze­ba wie­dzieć, kiedy kończy się ja­kiś etap w życiu. Jeśli upar­cie chce­my w nim trwać dłużej niż to ko­nie­czne, tra­cimy ra­dość i sens te­go, co przed na­mi.”
 


**
Nie chciałam zostawić tej historii samej sobie. Nie mam pomysłu na kontynuacje więc dodałam ten rozdział. Zostawiłam sobie furtkę. Gdybym kiedykolwiek chciała mogę wrócić. Ale na chwilę obecną niech to będzie epilog.
Dziękuję WAM WSZYSTKIM.
Do zobaczenia!