Dedykuję:
*Natalii
* Megi
* Alice
Bo zawsze byłyście:)
**
W prawdziwym życiu nie ma zakończeń.
Zawsze jest coś ‘po’. Wole myśleć, że tak jest. Ta opcja wydaje mi się bezpieczniejsza,
trochę bardziej stabilna. Albo może do niej zwyczajnie przywykłam, a po raz
kolejny uczyć się jakiejś nowej zasady od zawsze było zbyt trudne dla mnie.
Ale gdyby
wierzyć, że życie jest książką. Jednotomowym dziełem opisującym każde nasze
myśli, decyzje, wszystkie, dosłownie wszystkie przeżyte chwile. Ta wizja też
wydaje mi się dobra. Morał i zapamiętanie, delikatna rysa, która nigdy nie
zniknie. Takie życie miałoby sens. Musielibyśmy być bardzo wybredni, gdyby
takie rozwiązanie wydawałoby się nam niewystarczające.
Skoro
książka, to i rozdziały są niezbędne. Harmonia, której nie dostrzegamy, a która
tworzy się w banalna całość. Ciągła opowieść o Olce. O nim. O paru osobach,
które teraz są, a które kiedyś znikną. No i o miłości. Spełnionej nie w tak
oczywisty sposób. O wzlotach i jeszcze większej liczbie upadków. O marzeniach,
lotach w przestworzach i miękkim lądowaniu dokładnie tam gdzie wymyśliło sobie
przeznaczenie. U jego boku.
To dziwne
uczucie. To jakbym była na tyle naiwna, aby myśleć, że od początku miałam wpływ
na tę historię. Aż tak okłamywać się nie potrafię. A szkoda. Chyba właśnie,
pierwszy raz tak naprawdę, zamknęłam ten rozdział. Taki długi i krótki zarazem
rozdział. Teraz to koniec. Ale nie śmierć. Pamiętajcie. Zakończyć można tylko
rozdział nic innego. Chyba czas wymyślić mu jakąś nazwę. Jakąś odpowiednią.
Pasującą do sytuacji. Może…
**
Była trzecia w nocy, może parę minut po. Muzyka zwolniła.
Kołysanka wypełniała nasze uszy. Pozwalała zatonąć nam w jej dźwiękach. Tonąć
ostatni raz.
-Nigdy nie sądziłem, że tak to się skończy- wyszeptał do
mojego ucha.
- Przecież jest idealnie- odparłam.
- To prawda.
Chwycił mnie za ręce i delikatnie okręcił. Nasze spojrzenia
znów spotkały się. Błysk w jego oczach nadal był, nadal hipnotyzował. Ale już
inaczej.
- Powinieneś oszczędzać nogę- skarciłam go .
- Nie codziennie ma się wesele-zaśmiał się.- Zacznę się oszczędzać
od jutra.
- Jak zawsze uparty.
-Mogę cię o coś zapytać?- spytał poważnie.
-Oczywiście.
- Kochasz go?
Zaczerwieniłam się, ale nie odwróciłam wzroku. Zasługiwał na
szczerość. Zasługiwał, abym to ja mu ją dała.
- Masz coś przeciwko?
Milczał przez chwilę. Analizował słowa, które powiedziałam,
które sam chciał wypowiedzieć już za moment.
- Mam nadzieję, że
będziecie szczęśliwi. Zasługujecie na to. Oboje.
Zamknęłam powieki. Jeszcze raz zachłysnęłam się muzyką i jego
zapachem. Tym razem to ja chciałam skoczyć. Rozpędzić się wśród wspomnień,
schować do reklamówki wszystkie łzy, wszystkie pocałunki i pełne uczuć słowa. Rozchylić
ramiona i oderwać się od ziemi. Tak po prostu.
I frunąć. Frunąć.
Frunąć. Frunąć. I pamiętać. Pamiętać wszystko.
Później wylądować . Postawić bose stopy na zimnej
powierzchni i móc żyć dalej. Poukładane do szuflady chwile z tobą zamknąć i
ŻYĆ.
Iść przez życie dalej. Może nawet trochę dojrzalej.
I tańczyć. Choćby jeszcze tylko parę sekund.
Aż do zakończenia tej piosenki.
Aż do odwrócenia ostatniej kartki z tego rozdziału.
Aż do teraz.
„Zawsze
trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś etap w życiu.
Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne,
tracimy radość i sens tego, co przed nami.”
**
Nie chciałam zostawić tej historii samej sobie. Nie mam pomysłu na kontynuacje więc dodałam ten rozdział. Zostawiłam sobie furtkę. Gdybym kiedykolwiek chciała mogę wrócić. Ale na chwilę obecną niech to będzie epilog.
Dziękuję WAM WSZYSTKIM.
Do zobaczenia!