piątek, 10 maja 2013

Informacja.

Studia. To jedno słowo powinno wszystko wyjaśnić. 
Jestem zmuszona zrobić przerwę do czasu zakończenia roku akademickiego. W lipcu mam ostatni egzamin i jak wszystko pójdzie dobrze wrócę do pisania.
Wolałam Was powiadomić. Mimo to może, kiedyś uda mi się znaleźć jeden wolny dzień i coś dodać. Tego nie wiem. 
Na Wasze blogi będę wchodzić na pewno! Inaczej całkowicie bym zwariowała od nauki. ;)
Pozdrawiam i mam nadzieje, że zrozumiecie.

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział I


Rozdział dedykuje wszystkim tym, którzy w tym magicznym 2013 roku zmieniają dwie cyferki na raz. Jakkolwiek to brzmi. Niech moc będzie z nami!;)
**
Rozdział I
                Czy  gdybym odeszła… Gdybym odeszła tak naprawdę i tak na zawsze. Czy gdybym wtedy zanurzyła się, tak ostatecznie w tej wszechogarniającej czerni , czy coś by się zmieniło? Wspomniałbyś tamte chwile, tamte uczucia? Wybaczyłbyś mi? Czy kiedykolwiek przestałbyś mnie nienawidzić? Pewnie zamyśliłbyś się przez krótki moment powoli kojarząc skąd znasz  ‘Aleksandrę Bilian’, później dołożyłbyś kontury i wypełnił moim obrazem. Przypomniałbyś sobie. Wiem to. Wole nie myśleć ,czy bardziej by ci ulżyło, czy żałowałbyś czegoś, co mogłoby się wydarzyć tak dawno temu . Oba uczucia przerażają mnie.  Jakie wspomnienie związane ze mną, jako pierwsze przewinęłoby się przez twój umysł? Nie wielki miałbyś wybór.  Przecież chwile, które spędziliśmy razem nie były różowe, zawsze było jakieś ‘ale’. Nic nie było oczywiste, proste, banalne.  Ale może właśnie tacy byliśmy, tacy mieliśmy być. Chyba to nam właśnie pasowało. Wiem ,że w końcu wykończyłoby nas to. Głęboko, gdzieś w środku rozumiałeś. Musiałeś wiedzieć. Na moment złamaliśmy nasze przeznaczenie, a teraz i do końca naszego życia będziemy nieść tego konsekwencje. Ja na pewno.
                Wszystko jest na opak.  To moja domena. Zamiast odejść i zostawić cię w spokoju, ciągle wracam.  W wprost  w same centrum twojego życia. Wolałabym wtedy umrzeć. Zamiast tego po prostu zemdlałam na wieść , że redaktor naczelny pisma, które wraz z wieloma innymi ludźmi współtworzę, wybrał właśnie mnie do przerażającego zadania. Jego słowa mnie przerosły. Przecież minęło parę lat. Chciałam żyć, chciałam zapomnieć. W moich planach nie było cofania się. Zbyt ciężko pracowałam, żeby zdobyć i utrzymać tę posadę. Nie miałam wyboru. Musiałam się zgodzić. 
                Postanowiłam narodzić się na nowo. Wiem, brzmi to trochę surrealistycznie.  Chciałam po prostu stworzyć  nowy obraz siebie.  Zamienić się w białą kartkę i na nowo malować na niej własne decyzje i wspomnienia. Nie miałam wyboru. Poszłam do fryzjera, okulisty i wymieniłam całą garderobę. Choć moje wnętrze bardziej wymagało wymiany, musiałam skupić się przede wszystkim na oszukaniu zmysłu wzorku wszystkich tych, których poznałam w Val di fiemme. Głównym celem, jak zawsze był… Maciek.

**
                Dzwonek do drzwi. Kamil drzemał na sofie. Byłam na przegranej pozycji. Ociężałym krokiem wstałam z fotelu. Odruchowo chwyciłam nabrzmiały już wyraźnie brzuch i skierowałam się w stronę zniecierpliwionego gościa.
-Twierdza zamknięta na cztery spusty.- powiedziałam do siebie. Taka mała obsesja Kamila odkąd zaszłam w ciąże.
Uchyliłam lekko drzwi. Przebudziłam się błyskawicznie. Zaśmiałam się do siebie i otworzyłam szerzej drzwi ,witając gościa. To było koniec spokoju w tych czterech ścianach. Kto wie, czy nie już na zawsze.
-Mamo! Co za niespodzianka! – zawołałam udając większy entuzjazm niż wymagała sytuacja.
Kamilowy sen miał zostać przerwany w dość wyraźny i zaskakujący sposób.
**
                Rozejrzałam się wśród  niewielkich jednorodzinnych domków.  Magicznej 15 nigdzie nie było. Może moja podświadomość tak działa. Tak, to byłoby wyjaśnienie. Zrobiłabym wszystko, żeby nie musieć stanąć z nim ponownie twarzą w twarz. Ręce i nogi drżały mi tak bardzo ze zdenerwowania, że ledwo byłam w stanie prowadzić samochód. To była jakaś farsa. Jakim cudem redaktor naczelny dość znanego pisma nie mógł uruchomić swoje kontakty i zdobyć numer telefonu do znanego w mediach skoczka narciarskiego?  
- Twój szwagier na pewno ma ten numer. Załatw od niego i nie rób nie potrzebnych scen.- powtórzył chyba trzykrotnie Mariusz, redaktor naczelny, podczas naszej telefonicznej rozmowy.
Zbywał wszystkie moje argumenty.  Nie rozumiał, że w ten sposób ujawniłabym się. Wszystko wydałoby się już na początku. Nie mogłam do tego dopuścić. Wciągnęłam na ufarbowane nie dawno włosy szary beret, naciągnęłam wysoko szal, żeby zasłaniał mi pół twarzy i założyłam okulary. Nie miał najmniejszego prawa mnie rozpoznać. Zbyt dobrze się o to postarałam.
Pozostawała tylko jedna kwestia, której nie potrafiłam ani ufarbować ani zakryć. Nie byłam pewna, czy potrafię zapanować nad emocjami. Wewnątrz szalałam. Byłam  jak uwięziony w areszcie zbójnik z maleńkim okienkiem na otaczającą rzeczywistość.  Oszukiwałam siebie, że gdybym tylko mogła wyjść na wolność zmieniłabym swoje życie, postąpiła inaczej.
**
                Postarał się. Przygotował wszystko od podstaw, nie zapomniał nawet o ulubionych herbacianych różach. Czarny smoking podkreślał jego opaleniznę. Ciągle zapominałam,  jak bardzo uwielbiał perfekcyjność. Ukrywał to sam przed sobą ale był pedantem. Każdy to widział, on jeden zaprzeczał uparcie.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
I już go nie było.
Przygryzłam zdenerwowana wargę. Wszystko albo nic. Przecież musiałam przeżyć nawet tak stresującą chwile!
Znajome twarze wychyliły się i szły wprost  w moją stronę. Uśmiechy.  Wszystko było, jak wyjęte z pięknego snu, a wiec musiało się udać.
Przywitałam się z nimi wszystkimi.  Szukałam Go wzrokiem. Znikł. Przeraziłam się.  Nie chciałam zostać sama. Nie teraz. Zresztą…
Dostrzegłam najpierw ogromny bukiet róż. Tak, herbacianych. Później wyłonił się z nich jego wielki, szczery uśmiech.
 I zrozumiałam ,że już nigdy nie chcę być sama…
Klasyka. Wręczył mniejsze bukiety mojej mamie i jego rodzicielce. Poprosił o moją rękę ojca. I z sercem na dłoni zanurzył się w moich ustach, kiedy  podnieconym głosem powiedziałam te magiczne ‘tak’. Lśniący pierścionek zaręczynowy też miał swoje pięć minut.
**
Nie boje się. Nie boję się Nie boję się. Nie boję się. Nie boję się. To nic takiego.
Powtarzałam na okrągło. Siła woli podobno działa cuda. Mogłaby wziąć swoje cztery litery i działać szybciej. Nie byłam pewna, czy umrę w trakcie podnoszenia ręki, aby nacisnąć dzwonek do drzwi, czy kiedy już pojawi się maciejowa sylwetka przede mną.
Matura, egzaminy na studiach, wyprowadzka z domu czy upierdliwy szef, to wszystko było tak błahe w tym momencie. Tak zwyczajnie nie skomplikowane.
Paranoja!
W końcu skorzystałam z okazji, że stałam się przez moment bardziej zirytowana niż przestraszona i nacisnęłam dzwonek.
Czekałam.
Cisza.
Nacisnęłam jeszcze raz.
Usłyszałam szmery.
Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby odkluczanie drzwi trwało tak długo. To na pewno był jakiś rekord Guinnessa!
Kiedy już prawie zeszłam na zawał, drzwi otworzyły się.
-Kuba!- zawołałam w myślach.
Uśmiech odruchowo pojawił się na mojej twarzy. Nie wyobrażalnej wielkości  głaz spadł z mojego serca. Tak ja mam serce!
- Tak, słucham?- spytał przyglądając mi się.
Poczerwieniałam lekko. Nie ze wstydu, bardziej z obawy, że mnie rozpozna.
- Tak właściwie to ja do… do Maćka.-powiedziałam po chwili milczenia. Jego wyraz twarzy nie zmienił się, kiedy usłyszał mój głos.  Był w zbyt dobrym humorze, aby rejestrować takie detale.  
Dopiero wtedy odważyłam się przyjrzeć mu się uważnie.  Śnieżnobiała koszula,  lazurowy krawat i kieliszek z jakimś trunkiem , który trzymał w dłoni. Byłam w końcu specjalistką od mieszania, wiec jak to się mówi, odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.
- No Maciek teraz jest dość zajęty. Zaręczyny i te sprawy. Musi zabawiać przyszłych teściów. Sama rozumiesz.- odparł żartobliwie mrugając porozumiewawczo.
Dlaczego miałam to rozumieć?! Jedyna rzecz, jaka wydawała mi się w tym momencie logiczna to, to że powinnam wedrzeć się do środka i wyrwać pierścionek razem z palcem, tej jego pożal się Boże wybrance.
Moja silna wola uruchomiła się. Nareszcie! Już się nie bałam. Byłam wściekła. Mimo to zmusiłam się, żeby nadal pozostać na ganku.
- Do czegoś konkretnego go potrzebujesz?- spytał przerywając ciszę.
O ironio…
- Potrzebuje jego numer telefonu.- wypaliłam powstrzymując jakiekolwiek emocje.
Posłał mi zdziwione spojrzenie. Chyba zrozumiał, że wcześniej powiedział zbyt wiele.
- Jesteś fanką czy dziennikarką?- spytał podejrzliwie.
- To drugie.-odparłam.
- Mógłbym prosić cię, żebyś zapomniała o tym, co wcześniej powiedziałem? To dość prywatna informacja, a ja mam trochę za długi język.- zaśmiał się patrząc przy tym na mnie błagalnie.
- Jasne. Zresztą wszyscy myślą, że… pozostała już tylko część oficjalna. Jeśli rozumiesz, co mam na myśli.-powiedziałam zgryźliwie. Nie mogłam tego powstrzymać.
- Mój brat w tych sprawach nigdy się nie spieszy.-skwitował.
- Naprawdę? Nie zauważyłam. –odparłam.- Z tego, co pamiętam to, chciał wszystko tu i teraz. Może po prostu nie jest pewny swojej wybranki.
Spoważniał natychmiast.
-Od czasu jak jest z Zosią bardzo się zmienił. Znałaś go wcześniej?- spytał śledząc moją reakcje.
Byłam beznadziejną aktorką, kiedy w grę wchodziła zazdrość. Tak, potrafię się do niej przyznać!
-Nie!-odparłam trochę zbyt gwałtownie.
- Olka, ty debilko!- szepnęłam do siebie.
Znieruchomiałam. Zamknęłam oczy modląc się jednocześnie, że nie usłyszał moich słów. Byłam nie tylko mistrzynią mieszania, ale także głupoty! To była ciepła posadka, na której nikt nie miała prawa mnie zastąpić. Wymagałoby to naprawdę wiele wysiłku.
- Co ty powiedziałaś?- zapytał poważnym głosem. Zrobił krok w moją stronę.
Znów miałam kłopoty.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
Te spojrzenie mówiło wszystko. Usłyszał. Po czym to poznałam? Jego oczy płonęły nienawiścią, a twarz wyrażała obrzydzenie. Nie było sensu wymyślać historyjki o jego omamach słuchowych lub zbiegu okoliczności. Na to było już zdecydowanie za późno.
-Proszę cię, jak na razie uprzejmie, wyjdź stąd.- powiedział chłodno.
Nie zdążyłam odpowiedzieć. Nie miałam najmniejszej szansy nawet na wykonanie jego prośby.
Wiatr zerwał się niespodziewanie. Śnieg zaczął mocniej prószyć. Rozpętała się istna zawieja.  Grzmoty prześcigały błyskawice. Groźne chmury nadciągnęły z nieznanego kierunku. Zrobiło się ciemniej niż w zwykłe styczniowe, późne popołudnia, a paradoksalnie przez moje ciało przeszła potężna fala gorąca.
No dobra, może odrobinę to podkoloryzowałam.
Choć w momencie, gdy ujrzałam uśmiechniętego Maćka stojącego tuż za swoim starszym bratem, byłam w stanie uwierzyć, że to wszystko naprawdę miało miejsce.
Nie mogłam przestać się na niego patrzeć z rozdziawionymi ustami i wielkimi oczami, zapomniałam nie tylko o oddychaniu, ale też o mruganiu.
Z jego twarzy biła jakaś nieznana siła. Był starszy o 4 lata, może odrobinę zmężniał i jego wrodzona opalenizna przybrała jeszcze na intensywności, a mimo to był tym samym Maćkiem, którego pozostawiłam w całkowitej rozsypce na włoskiej ziemi.  Poczułam  dziecinną potrzebę przytulenia się do jego umięśnionego torsu, jak jeszcze nigdy w życiu.
Kto wie, czy gdyby nie ostry ton głosu Kuby, dusiłabym zdezorientowanego Macieja w swoich objęciach.
- Powiedziałem, że pani powinna już sobie pójść.
- Czegoś konkretnego potrzebujesz?-spytał beztrosko młodszy Kot.
- Potrzebuję…- zawahałam się. – Chciałam umówić się na wywiad i potrzebuję twój numer.
Boże! Ten dzień był przerażająco wyczerpujący. Wykańczał mnie od środka. Trafiał w najczulsze punkty. Choć doskonale wiedziałam, że będzie jeszcze wiele takich dni, a każdy z nich może być co raz trudniejszy.
-Ok. Poczekaj już ci dam numer.-odpowiedział i znikł na moment, żeby za chwile wręczyć mi kartkę z numerem kontaktowym. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że zrobił to tak szybko. Chwile dłużej i Kuba rozgromiłby mnie spojrzeniem. Wiem, że zasłużyłam na takie traktowanie, ale mimo to nie należało to do najmilszych chwil w moim ciężkim życiu.
Rzucił radosne ‘Do zobaczenia’ i razem z Kubą zniknęli za drewnianymi drzwiami. 
Karma. W końcu nie tylko ja potrafię zamykać drzwi i ignorować czyjeś uczucia. Jak widać Maciek też był w tym całkiem niezły.
**
                To była ona. Miałem ochotę wygarnąć jej to wszystko, co nie tylko we mnie siedziało tyle lat.  W nas wszystkich. Zabawiła się nami, jak zabawkami, a później odcięła się. Zamknęła szczelnie drzwi do swojego świata. Zapomniała. Przefarbowała włosy na wściekle bordowe i  założyła czarne soczewki, które kryły się pod prostokątnymi okularami. Nie wiem kogo chciała oszukać.  Mimo, że zewnętrznie była inna , dojrzalsza,  przebrana. W środku pozostała taka jak dawniej. Egoistka. Nikt tak długi czas nie wywarł na nim tak wielkiego  wrażenia, jak ona, a przecież zdążyli zamienili razem tylko parę zdań. Właśnie przez te słowa byłem już pewny, że to ona. Później uciekła. Wściekłość pozostała.

**
                Osunęłam się po wewnętrznej stronie drzwi mojego zastępczego domu. Za dużo. O wiele za dużo!  Łzy i cholerna złość. Miałam dość. Zabrakło mi sił, żeby dojść ,jak cywilizowany człowiek do łóżka i wybrudzić od tuszu i łez ulubioną poduszkę. Zresztą to byłoby zbyt banalne. Twarda i zimna podłoga była bardziej odpowiednia. Bardziej moja. Bo właśnie na to zasługiwałam i dobrze to wiedziałam .


**
Miało być jutro, jest dziś. Miała być pierwszy rozdział z nową cyferką, jest za to ostatni ze starą cyfrą. Tak źle i tak nie dobrze;)
Oceniajcie, komentujcie, róbcie co chcecie tylko dajcie znać, że żyjecie!;P
Pozdrawiam!