Rozdział dedykuje wszystkim tym, którzy w tym magicznym 2013 roku zmieniają dwie cyferki na raz. Jakkolwiek to brzmi. Niech moc będzie z nami!;)
**
Rozdział I
Czy gdybym odeszła… Gdybym odeszła tak naprawdę i
tak na zawsze. Czy gdybym wtedy zanurzyła się, tak ostatecznie w tej
wszechogarniającej czerni , czy coś by się zmieniło? Wspomniałbyś tamte chwile,
tamte uczucia? Wybaczyłbyś mi? Czy kiedykolwiek przestałbyś mnie nienawidzić? Pewnie
zamyśliłbyś się przez krótki moment powoli kojarząc skąd znasz ‘Aleksandrę Bilian’, później dołożyłbyś
kontury i wypełnił moim obrazem. Przypomniałbyś sobie. Wiem to. Wole nie myśleć
,czy bardziej by ci ulżyło, czy żałowałbyś czegoś, co mogłoby się wydarzyć tak
dawno temu . Oba uczucia przerażają mnie.
Jakie wspomnienie związane ze mną, jako pierwsze przewinęłoby się przez
twój umysł? Nie wielki miałbyś wybór.
Przecież chwile, które spędziliśmy razem nie były różowe, zawsze było
jakieś ‘ale’. Nic nie było oczywiste, proste, banalne. Ale może właśnie tacy byliśmy, tacy mieliśmy
być. Chyba to nam właśnie pasowało. Wiem ,że w końcu wykończyłoby nas to. Głęboko,
gdzieś w środku rozumiałeś. Musiałeś wiedzieć. Na moment złamaliśmy nasze
przeznaczenie, a teraz i do końca naszego życia będziemy nieść tego
konsekwencje. Ja na pewno.
Wszystko jest na opak. To moja domena. Zamiast odejść i zostawić cię
w spokoju, ciągle wracam. W wprost w same centrum twojego życia. Wolałabym wtedy
umrzeć. Zamiast tego po prostu zemdlałam na wieść , że redaktor naczelny pisma,
które wraz z wieloma innymi ludźmi współtworzę, wybrał właśnie mnie do
przerażającego zadania. Jego słowa mnie przerosły. Przecież minęło parę lat.
Chciałam żyć, chciałam zapomnieć. W moich planach nie było cofania się. Zbyt
ciężko pracowałam, żeby zdobyć i utrzymać tę posadę. Nie miałam wyboru.
Musiałam się zgodzić.
Postanowiłam narodzić się na
nowo. Wiem, brzmi to trochę surrealistycznie.
Chciałam po prostu stworzyć nowy
obraz siebie. Zamienić się w białą
kartkę i na nowo malować na niej własne decyzje i wspomnienia. Nie miałam
wyboru. Poszłam do fryzjera, okulisty i wymieniłam całą garderobę. Choć moje wnętrze
bardziej wymagało wymiany, musiałam skupić się przede wszystkim na oszukaniu
zmysłu wzorku wszystkich tych, których poznałam w Val di fiemme. Głównym celem,
jak zawsze był… Maciek.
**
Dzwonek do drzwi. Kamil drzemał
na sofie. Byłam na przegranej pozycji. Ociężałym krokiem wstałam z fotelu.
Odruchowo chwyciłam nabrzmiały już wyraźnie brzuch i skierowałam się w stronę
zniecierpliwionego gościa.
-Twierdza
zamknięta na cztery spusty.- powiedziałam do siebie. Taka mała obsesja Kamila odkąd
zaszłam w ciąże.
Uchyliłam lekko
drzwi. Przebudziłam się błyskawicznie. Zaśmiałam się do siebie i otworzyłam
szerzej drzwi ,witając gościa. To było koniec spokoju w tych czterech ścianach.
Kto wie, czy nie już na zawsze.
-Mamo! Co za
niespodzianka! – zawołałam udając większy entuzjazm niż wymagała sytuacja.
Kamilowy sen
miał zostać przerwany w dość wyraźny i zaskakujący sposób.
**
Rozejrzałam się wśród niewielkich jednorodzinnych domków. Magicznej 15 nigdzie nie było. Może moja
podświadomość tak działa. Tak, to byłoby wyjaśnienie. Zrobiłabym wszystko, żeby
nie musieć stanąć z nim ponownie twarzą w twarz. Ręce i nogi drżały mi tak bardzo
ze zdenerwowania, że ledwo byłam w stanie prowadzić samochód. To była jakaś
farsa. Jakim cudem redaktor naczelny dość znanego pisma nie mógł uruchomić
swoje kontakty i zdobyć numer telefonu do znanego w mediach skoczka
narciarskiego?
- Twój
szwagier na pewno ma ten numer. Załatw od niego i nie rób nie potrzebnych
scen.- powtórzył chyba trzykrotnie Mariusz, redaktor naczelny, podczas naszej
telefonicznej rozmowy.
Zbywał
wszystkie moje argumenty. Nie rozumiał,
że w ten sposób ujawniłabym się. Wszystko wydałoby się już na początku. Nie
mogłam do tego dopuścić. Wciągnęłam na ufarbowane nie dawno włosy szary beret,
naciągnęłam wysoko szal, żeby zasłaniał mi pół twarzy i założyłam okulary. Nie
miał najmniejszego prawa mnie rozpoznać. Zbyt dobrze się o to postarałam.
Pozostawała
tylko jedna kwestia, której nie potrafiłam ani ufarbować ani zakryć. Nie byłam
pewna, czy potrafię zapanować nad emocjami. Wewnątrz szalałam. Byłam jak uwięziony w areszcie zbójnik z maleńkim
okienkiem na otaczającą rzeczywistość. Oszukiwałam siebie, że gdybym tylko mogła
wyjść na wolność zmieniłabym swoje życie, postąpiła inaczej.
**
Postarał się. Przygotował
wszystko od podstaw, nie zapomniał nawet o ulubionych herbacianych różach.
Czarny smoking podkreślał jego opaleniznę. Ciągle zapominałam, jak bardzo uwielbiał perfekcyjność. Ukrywał to
sam przed sobą ale był pedantem. Każdy to widział, on jeden zaprzeczał uparcie.
Zadzwonił dzwonek
do drzwi.
I już go nie
było.
Przygryzłam
zdenerwowana wargę. Wszystko albo nic. Przecież musiałam przeżyć nawet tak
stresującą chwile!
Znajome
twarze wychyliły się i szły wprost w
moją stronę. Uśmiechy. Wszystko było,
jak wyjęte z pięknego snu, a wiec musiało się udać.
Przywitałam
się z nimi wszystkimi. Szukałam Go
wzrokiem. Znikł. Przeraziłam się. Nie
chciałam zostać sama. Nie teraz. Zresztą…
Dostrzegłam
najpierw ogromny bukiet róż. Tak, herbacianych. Później wyłonił się z nich jego
wielki, szczery uśmiech.
I zrozumiałam ,że już nigdy nie chcę być sama…
Klasyka.
Wręczył mniejsze bukiety mojej mamie i jego rodzicielce. Poprosił o moją rękę
ojca. I z sercem na dłoni zanurzył się w moich ustach, kiedy podnieconym głosem powiedziałam te magiczne ‘tak’.
Lśniący pierścionek zaręczynowy też miał swoje pięć minut.
**
Nie boje się.
Nie boję się Nie boję się. Nie boję się. Nie boję się. To nic takiego.
Powtarzałam
na okrągło. Siła woli podobno działa cuda. Mogłaby wziąć swoje cztery litery i
działać szybciej. Nie byłam pewna, czy umrę w trakcie podnoszenia ręki, aby
nacisnąć dzwonek do drzwi, czy kiedy już pojawi się maciejowa sylwetka przede
mną.
Matura,
egzaminy na studiach, wyprowadzka z domu czy upierdliwy szef, to wszystko było
tak błahe w tym momencie. Tak zwyczajnie nie skomplikowane.
Paranoja!
W końcu
skorzystałam z okazji, że stałam się przez moment bardziej zirytowana niż
przestraszona i nacisnęłam dzwonek.
Czekałam.
Cisza.
Nacisnęłam
jeszcze raz.
Usłyszałam
szmery.
Jeszcze nigdy
nie słyszałam, żeby odkluczanie drzwi trwało tak długo. To na pewno był jakiś
rekord Guinnessa!
Kiedy już
prawie zeszłam na zawał, drzwi otworzyły się.
-Kuba!- zawołałam
w myślach.
Uśmiech
odruchowo pojawił się na mojej twarzy. Nie wyobrażalnej wielkości głaz spadł z mojego serca. Tak ja mam serce!
- Tak, słucham?-
spytał przyglądając mi się.
Poczerwieniałam
lekko. Nie ze wstydu, bardziej z obawy, że mnie rozpozna.
- Tak właściwie
to ja do… do Maćka.-powiedziałam po chwili milczenia. Jego wyraz twarzy nie
zmienił się, kiedy usłyszał mój głos. Był w zbyt dobrym humorze, aby rejestrować
takie detale.
Dopiero wtedy
odważyłam się przyjrzeć mu się uważnie. Śnieżnobiała
koszula, lazurowy krawat i kieliszek z
jakimś trunkiem , który trzymał w dłoni. Byłam w końcu specjalistką od
mieszania, wiec jak to się mówi, odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.
- No Maciek
teraz jest dość zajęty. Zaręczyny i te sprawy. Musi zabawiać przyszłych
teściów. Sama rozumiesz.- odparł żartobliwie mrugając porozumiewawczo.
Dlaczego
miałam to rozumieć?! Jedyna rzecz, jaka wydawała mi się w tym momencie logiczna
to, to że powinnam wedrzeć się do środka i wyrwać pierścionek razem z palcem,
tej jego pożal się Boże wybrance.
Moja silna
wola uruchomiła się. Nareszcie! Już się nie bałam. Byłam wściekła. Mimo to
zmusiłam się, żeby nadal pozostać na ganku.
- Do czegoś
konkretnego go potrzebujesz?- spytał przerywając ciszę.
O ironio…
- Potrzebuje
jego numer telefonu.- wypaliłam powstrzymując jakiekolwiek emocje.
Posłał mi
zdziwione spojrzenie. Chyba zrozumiał, że wcześniej powiedział zbyt wiele.
- Jesteś
fanką czy dziennikarką?- spytał podejrzliwie.
- To
drugie.-odparłam.
- Mógłbym
prosić cię, żebyś zapomniała o tym, co wcześniej powiedziałem? To dość prywatna
informacja, a ja mam trochę za długi język.- zaśmiał się patrząc przy tym na mnie
błagalnie.
- Jasne.
Zresztą wszyscy myślą, że… pozostała już tylko część oficjalna. Jeśli rozumiesz,
co mam na myśli.-powiedziałam zgryźliwie. Nie mogłam tego powstrzymać.
- Mój brat w
tych sprawach nigdy się nie spieszy.-skwitował.
- Naprawdę?
Nie zauważyłam. –odparłam.- Z tego, co pamiętam to, chciał wszystko tu i teraz.
Może po prostu nie jest pewny swojej wybranki.
Spoważniał
natychmiast.
-Od czasu jak
jest z Zosią bardzo się zmienił. Znałaś go wcześniej?- spytał śledząc moją
reakcje.
Byłam
beznadziejną aktorką, kiedy w grę wchodziła zazdrość. Tak, potrafię się do niej
przyznać!
-Nie!-odparłam
trochę zbyt gwałtownie.
- Olka, ty debilko!-
szepnęłam do siebie.
Znieruchomiałam.
Zamknęłam oczy modląc się jednocześnie, że nie usłyszał moich słów. Byłam nie
tylko mistrzynią mieszania, ale także głupoty! To była ciepła posadka, na
której nikt nie miała prawa mnie zastąpić. Wymagałoby to naprawdę wiele
wysiłku.
- Co ty
powiedziałaś?- zapytał poważnym głosem. Zrobił krok w moją stronę.
Znów miałam
kłopoty.
Otworzyłam
oczy i spojrzałam na niego.
Te spojrzenie
mówiło wszystko. Usłyszał. Po czym to poznałam? Jego oczy płonęły nienawiścią,
a twarz wyrażała obrzydzenie. Nie było sensu wymyślać historyjki o jego omamach
słuchowych lub zbiegu okoliczności. Na to było już zdecydowanie za późno.
-Proszę cię,
jak na razie uprzejmie, wyjdź stąd.- powiedział chłodno.
Nie zdążyłam
odpowiedzieć. Nie miałam najmniejszej szansy nawet na wykonanie jego prośby.
Wiatr zerwał
się niespodziewanie. Śnieg zaczął mocniej prószyć. Rozpętała się istna zawieja.
Grzmoty prześcigały błyskawice. Groźne
chmury nadciągnęły z nieznanego kierunku. Zrobiło się ciemniej niż w zwykłe
styczniowe, późne popołudnia, a paradoksalnie przez moje ciało przeszła potężna
fala gorąca.
No dobra, może
odrobinę to podkoloryzowałam.
Choć w
momencie, gdy ujrzałam uśmiechniętego Maćka stojącego tuż za swoim starszym
bratem, byłam w stanie uwierzyć, że to wszystko naprawdę miało miejsce.
Nie mogłam
przestać się na niego patrzeć z rozdziawionymi ustami i wielkimi oczami,
zapomniałam nie tylko o oddychaniu, ale też o mruganiu.
Z jego twarzy
biła jakaś nieznana siła. Był starszy o 4 lata, może odrobinę zmężniał i jego wrodzona
opalenizna przybrała jeszcze na intensywności, a mimo to był tym samym Maćkiem,
którego pozostawiłam w całkowitej rozsypce na włoskiej ziemi. Poczułam dziecinną potrzebę przytulenia się do jego umięśnionego
torsu, jak jeszcze nigdy w życiu.
Kto wie, czy
gdyby nie ostry ton głosu Kuby, dusiłabym zdezorientowanego Macieja w swoich objęciach.
-
Powiedziałem, że pani powinna już sobie pójść.
- Czegoś konkretnego
potrzebujesz?-spytał beztrosko młodszy Kot.
- Potrzebuję…-
zawahałam się. – Chciałam umówić się na wywiad i potrzebuję twój numer.
Boże! Ten
dzień był przerażająco wyczerpujący. Wykańczał mnie od środka. Trafiał w
najczulsze punkty. Choć doskonale wiedziałam, że będzie jeszcze wiele takich
dni, a każdy z nich może być co raz trudniejszy.
-Ok. Poczekaj
już ci dam numer.-odpowiedział i znikł na moment, żeby za chwile wręczyć mi
kartkę z numerem kontaktowym. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że zrobił to
tak szybko. Chwile dłużej i Kuba rozgromiłby mnie spojrzeniem. Wiem, że
zasłużyłam na takie traktowanie, ale mimo to nie należało to do najmilszych
chwil w moim ciężkim życiu.
Rzucił
radosne ‘Do zobaczenia’ i razem z Kubą zniknęli za drewnianymi drzwiami.
Karma. W
końcu nie tylko ja potrafię zamykać drzwi i ignorować czyjeś uczucia. Jak widać
Maciek też był w tym całkiem niezły.
**
To była ona. Miałem ochotę wygarnąć
jej to wszystko, co nie tylko we mnie siedziało tyle lat. W nas wszystkich. Zabawiła się nami, jak
zabawkami, a później odcięła się. Zamknęła szczelnie drzwi do swojego świata.
Zapomniała. Przefarbowała włosy na wściekle bordowe i założyła czarne soczewki, które kryły się pod
prostokątnymi okularami. Nie wiem kogo chciała oszukać. Mimo, że zewnętrznie była inna ,
dojrzalsza, przebrana. W środku pozostała
taka jak dawniej. Egoistka. Nikt tak długi czas nie wywarł na nim tak
wielkiego wrażenia, jak ona, a przecież zdążyli
zamienili razem tylko parę zdań. Właśnie przez te słowa byłem już pewny, że to
ona. Później uciekła. Wściekłość pozostała.
**
Osunęłam się po wewnętrznej
stronie drzwi mojego zastępczego domu. Za dużo. O wiele za dużo! Łzy i cholerna złość. Miałam dość. Zabrakło mi
sił, żeby dojść ,jak cywilizowany człowiek do łóżka i wybrudzić od tuszu i łez
ulubioną poduszkę. Zresztą to byłoby zbyt banalne. Twarda i zimna podłoga była
bardziej odpowiednia. Bardziej moja. Bo właśnie na to zasługiwałam i dobrze to
wiedziałam .
**
Miało być jutro, jest dziś. Miała być pierwszy rozdział z nową cyferką, jest za to ostatni ze starą cyfrą. Tak źle i tak nie dobrze;)
Oceniajcie, komentujcie, róbcie co chcecie tylko dajcie znać, że żyjecie!;P
Pozdrawiam!