„
(…) ale dziś jest inaczej, jakby cos się zmieniło. Choć Słońce świeci jak
wczoraj, choć ziemia obraca się z tą samą prędkością. Coś się zmieniło, jestem
tego pewna!”
Ten dzień był jakiś
inny. Pełniejszy. Pełen dzikiej
satysfakcji, energii, która przybywała z różnych stron. Tak, zdecydowanie dawno
nie przeżywałam takich dni. Jakby te
góry, zakopiańskie góry budziły mnie do życia, lekki puch, który topił się na mojej twarzy zsyłał
z nieba siłę, wiarę i wszystko to, czego potrzebowałam. Już naprawdę dawno nie
miewałam takich dnia, jak dziś.
Idąc miałam ochotę
podskakiwać. Każda piosenka w mojej MP3 wydawała mi się zbyt smętna, zbyt
wolna. Szybko zrezygnowałam z dalszego
słuchania. Zdecydowałam się na zupełnie inny rodzaj muzyki. Na taką muzykę
płynącą prosto z mojego wnętrza, gdzie słowa i melodia nie były istotne, a i
tak czułam całą paletę emocji. To trudne do wytłumaczenia. Po prostu nuciłam
coś pod nosem i szłam dalej.
Nagle coś przyszło mi
do głowy. Zatrzymałam się, a później z pewnym siebie uśmiechem zawróciłam.
Musiałam w końcu to zrobić. To był ten czas, aby choć niektóre rzeczy mogły
wrócić na swoje miejsce. Choć te, na które miałam bezpośredni wpływ, w obecnej
chwili.
**
„Ta
chwila wszystko zmieni. Czy ty to wiesz? Ja aż za dobrze. To taki symbol, to
zwykła chwila. Ale może to już czas. Tak, to na pewno jest już ten czas.”
Niewielki zakład fryzjerski był moim punktem docelowym. Tak, w końcu
musiałam się tu wybrać. Lepiej, żeby mój siostrzeniec nie oglądał mnie w tej
czerwieni na głowie.
Podeszłam do jednej z fryzjerek i niepewnie, jak na mnie powiedziałam.
- Chciałabym wrócić do naturalnego koloru. Stęskniłam się za moim starym,
dobrym ciemnym brązem.
- Się rozumie!- zawołała z dzikim zapałem i niemal rzuciła się na moje
włosy.
Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam powieki. Przecież nic gorszego nie
mogło spotkać moje włosy, prawda?
**
„
Człowiek rodzi się, nabywa doświadczenia, kształci swoją osobowość, otrzymuje
wiedzę, która pomaga mu nie błądzić po skomplikowanym świecie. Zaraz. A może
odwrotnie?”
Tuzin
krwistoczerwonych róż oraz drugi tuzin śnieżnobiałych. Jednym słowem wielki, patriotyczny bukiet
najpiękniejszych kwiatów na świecie. Zabawne ozdoby z maleńkimi bucikami
dziecięcymi, grzechotkami i butelkami podoklejane między różami. Balony w kształcie skoczka w locie oraz trochę
większe fruwające nad sufitem z ponaklejanymi zdjęciami przedstawiającymi
skocznie. Tak, tą najpiękniejszą skocznie na świecie, Wielką Krokiew.
Miniaturowy kombinezon narciarski z cyfrą 50 na plecach i z wyszytym złotą
nitką napisem „Stoch”. Do tego maleńkie, wykonane ręcznie narty. Nie było na
nich ani centymetra wolnego miejsce, przez dziesiątki podpisów nowych cioci i
wujków, którzy chcieli w ten sposób pokazać, że przyłożyli do tej pamiątki swój
czas i dobre chęci.
Całe to szaleństwo
zalegało na szpitalnej podłodze, wśród przekrzykujących się nawzajem damskich i
męskich głosów. Stałam kawałek dalej, koło automatu z kawą i przyglądałam się z
rozbawieniem całemu zajściu. Nie byłam pewna, czy oni specjalnie w ten sposób
chcą zostać wyrzuceni ze szpitala, czy po prostu liczą na to, że Kamil i Ewa
ich usłyszą i żadna niespodzianka, o której z takim podekscytowaniem rozmawiają
nie wypali.
Ruszyłam w ich
stronę, odrobinę niepewnie, żałując w głębi, że do fryzjera nie wybrałam się
dzień później. Przecisnęłam się bokiem i już miałam skręcić w lewo, aby wejść
do Sali, kiedy…
- To może Olka niech nas zapowie i tyle. Po niej nie spodziewają się
takich ekscesów!- zawołał Dawid wskazując na mnie palcem.
Zaległa cisza. Jedni zastanawiali się nad trafnością jego spostrzeżenia,
drudzy przyglądali mi się w dość sceptyczny sposób. Maskotką kadry i sztabu na
pewno nie byłam.
- Że co?- spytałam mając nadzieję, że zaraz się rozpłynę.
Usłyszałam jak ktoś wypuścił głośno powietrze, a po chwili usłyszałam Jego
głos.
- Zrobisz to?
Nie mogłam się powstrzymać przed tą małą rozkoszą, spojrzenia mu w oczy.
Rozkoszą? Może to źle dobrane słowa. Bliższe było by porównanie do osoby
uzależnionej od podcinania sobie żył. Boli jak diaski, ale w paradoksalny
sposób na krótki moment daje ukojenie.
To chyba najtrafniejsze porównanie ‘naszej relacji’ jaką kiedykolwiek
wymyśliłam.
- Coś konkretnego mam powiedzieć?- zapytałam po chwili odwracając wzrok na
pozostałych. Dostrzegłam piękną paletę emocji. Żadnej pokerowej twarzy, wszyscy
wyrażali dokładnie to, co czuli. Niechęć, zadowolenie, nienawiść, wahanie,
zamyślenie. Żadnych rewelacji.
**
„Przyjaciele
tworzą rodzinę. Twoją własną rodzinę, którą najtrudniejsza sytuacja może
wzmocnić, a najbanalniejsza zniszczyć.”
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
W myślach miałam większy chaos niż zazwyczaj. Ciągle słyszałam głos
Dawida, by po chwili usłyszeć żart
Piotrka, nakaz Kuby i ostrzeżenie Marceliny. Do tego jeszcze dziewczyny, o których
istnieniu nie miałam pojęcia ciągle powtarzały o uśmiechu i budowaniu dobrej
atmosfery przed ich wejściem. Nawet trener Kruczek nie omieszkał ostrzec mnie
przed tym, abym starała się zatrzymać kąśliwe uwagi i niemiły ton. Nie miałam
pojęcia skąd oni wszyscy wiedzą o mnie tak dużo. Nie powiem, odrobinę mnie to
zaskoczyło, żeby nie powiedzieć przeraziło.
- Jestem już.- powiedziałam siadając na krzesełku naprzeciwko nowo
upieczonego tatusia, który właśnie trzymał swojego pierworodnego w swych
objęciach.- Straszne tłumy przed tym automatem.
- Już chciałam mówić Kamilowi, żeby poszedł cię poszukać. Myślałam, że
może automat nie chciał oddać ci reszty i demolujesz szpital.- zaśmiała się
Ewa.
- To ty opowiadasz o mnie takie historie?- spytałam zbulwersowana łącząc
puzzle. Niemal zdrętwiałam zdając sobie
sprawę jak podobne były wypowiedzi ‘tych zza drzwiami’ od mojej rodzonej
siostry.
- Sama stworzyłaś taki obraz.- pokazała mi język i jak mała dziewczynka
wyciągnęła ręce w kierunku malucha.
Pokręciłam głową zdegustowana.
- Czy mój siostrzeniec ma jakąś tajemniczą moc, która pozbawiła was
zdrowego rozsądku? Ciągle tylko wzdychacie nad nim. Już mama jest bardziej
trzeźwa niż wy.- wyrzuciłam z siebie spokojnym tonem.
- Oj przestań zrzędzić. Jak będziesz grzeczna to na krótki moment też go
potrzymasz.- powiedziała Ewa przejmując małego.
Ta rozmowa zmierzała bardziej w kierunku, abym z krzykiem wybiegła z tego
szpitala niż była przesłodzonym wstępem wielkiego cyrku, który czekał tuż za
drzwiami.
- Dobra, daj go.- powiedziałam siląc się na pewny siebie głos.
Spojrzeli na mnie oboje z niedowierzaniem.
- Jesteś pewna? –spytał lekko przestraszony Kamil zerkając niepewnie to na
mnie to na Ewę.
- Tak, jestem pewna.- tym razem nie mogłam się powstrzymać od lekkiego
drżenia głosu. Każde dziecko wywoływało
u mnie paniczny strach. Strach przed nieograniczonymi zasobami
odpowiedzialności. Ale w końcu, co
takiego mogło się stać. Prawda?
Ewa wyciągnęła ręce wraz z małym zawiniątkiem. Widziałam jej skupienie na
twarzy. Bała się! Tym bardziej musiałam to zrobić. To taka swoista marchewka.
Jeśli ktoś obawia się, że coś ci nie wyjdzie to tym bardziej to zrób, aby
udowodnić, że stać cię na to.
- Nie ta ręka!- pisnęła zdenerwowana.
Kamil błyskawicznie zjawił się tuż za mną i asekuracyjnie pomógł mi
odpowiednio schwycić dziecko.
- Olka i dziecko, Kamil podaj mi aparat. To może się już nie powtórzyć!-
zaśmiała się już pewniejsza Ewa.
Tak, ona może była pewniejsza, czego zupełnie nie można powiedzieć o mnie.
Ręce zdrętwiały mi ze strachu, a nogi wrosły w ziemię. Byłam pewna, że jeśli ta
mała istota zaraz zacznie płakać to ja zrobię to samo.
Spojrzałam na niego. Spał! Mimo trzaskającego z zawrotną prędkością mojego
serca, on potrafił tak po prostu spać. Jakim cudem? Nie miałam pojęcia.
Wtedy przypomniało mi się o mojej misji. Wykorzystałam okazję, że Kamil
zaufał mojemu nieistniejącemu instynktowi macierzyńskiemu i podeszłam do drzwi.
-Gdzie idziesz?- spytał Kamil wstając z miejsca. Uwielbiałam wzbudzać
emocję. Kochałam to.
- Ten mały osobnik.-powiedziałam wskazując głowa na chłopca w moich
rękach.- Ma większe szczęście niż mu się wydaje . Zyskał tak wielką rodzinę, że
najwyższy czas aby w końcu ją poznał.
Kopnęłam lekko drzwi i odsunęłam się na znaczą odległość od nich. W między
czasie spojrzałam na zaskoczonych i odrobinę zaniepokojonych państwa Stoch.
Później było już tylko gorzej, chmara uśmiechniętych wujków i cioci weszła do sali
niczym tornado, trzymając w rękach wszystko to, co wcześniej zalegało na
korytarzu. Miałam takie pozorne i bardzo
złudne wrażenie, że jestem częścią tej wielkiej rodziny. Złączonej na zawsze rodziny, która mimo braku
podobnych genów jest również istotna, niezniszczalna. Jedna wielka rodzina,
którą złączyła miłość do skoków narciarskich. A ja naiwnie stałam otoczona nimi
wszystkimi i wierzyłam, że to mój świat.
**
O dziwo, malec zdobył
większe uznanie wśród tej mniej urodziwej płci. Kamil wraz z resztą swoich
przyjaciół już snuli plany na przyszłość. Bez przerwy wymieniali się pomysłami
na to kiedy najlepiej zacząć trenować, kiedy zacząć jego wielką przygodę ze
skokami. Bo przecież to było już pewne. Pierworodny syn mojej siostry i jej męża,
chłopiec, którego z takim strachem trzymałam jeszcze parę minut temu, na rękach
miał zostać wielkim mistrzem. Niezaprzeczalnie i bezdyskusyjnie. Rozmawiali z
takim podnieceniem, że czasami zastanawiałam się, czy w tym narciarskim świecie
ten maluch jest kimś w rodzaju następcy tronu?
Kręcenie głowy pozostałych kobiet i rozbawione przewracanie oczami Ewy
wcale mnie nie oddalały od tej myśli.
Żyłam w jakimś równoległym świecie. Pełnym latających mężczyzn i rodzących
się niemowlaków. Tego było za dużo nawet lub przede wszystkim jak dla mnie.
- Tak w ogóle to jakie imię wybraliście do tego waszego dziedzica?-
spytałam
Zadziałało to jak czerwona płachta na byka. Jak lawina. Gdyby nie nieletnia
osoba w pomieszczeniu zaklęłabym jak szewc.
- Może Michał?- zaproponowała Marcelina.
- Nie! Lepiej Marcin- podrzucił Stefan.
- Szymon?- spytał Piotrek.
- Wiem, wiem! –próbował zwrócić na siebie uwagę Maciek.- Maciej.
Zasłoniłam twarz rękami. I to ja byłam dziecinna? Nie sądzę.
Pozostali zrobili najwyraźniej to samo bo Kot zamilkł obrażony, usadzając
swoje szanowne litery na jednym z krzeseł.
- Aleksander?- zaproponował Kuba.
- Może Zygmunt?- zaśmiał się Dawid.
- Sam jesteś taki Zygmunt- zironizowałam.
Wtedy drzwi się otworzyły. Wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę
wysokiego mężczyzny, który wszedł do środka. Mimo to nie dostrzegłam na jego
twarzy nawet grama zażenowania czy wstydu.
Wszedł do środka posłał olśniewający uśmiech w kierunku mojej siostry i
wręczył jej skromny bukiet, czterech herbacianych róż.
Tak, on był tego typu mężczyzną, który jednym niby zwyczajnym i nie
wymagającym żadnego wysiłku, czynem, kradł serca wszystkich kobiet w odległości
10 kilometrów. W skrócie, idealnie
zaprojektowany pozer. Jeszcze krócej i prościej? Pies na baby.
- No! Już myślałam, że nie przyjdziesz!- zawołała zadowolona Ewa.
- Skoro już mam być tym chrzestnym to głupio byłoby nie odwiedzić
pierwszego chrześniaka jaki mi się niespodziewanie nadarzył- odparł i wyjął z kolorowej torebki pluszaka. Małego,
białego słonia.
- Tak na szczęście .- zażartował podając go Kamilowi.
- A propos imienia i waszej wyliczanki. Razem z Kamilem zdecydowaliśmy, że
nasz syn będzie nosił imię mężczyzny, który uratował mnie z opresji i motocyklem
przywiózł do tego szpitala- wytłumaczyła dumnie Ewa patrząc na nasze zaskoczone
twarze.- Powitajcie Sergiusza Stocha.
** Muzyka
„Czemu
pamięć dalej ma twój smak?
zapach
wciąż ten sam,
Czemu
na rozstaju naszych warg ocean pragnień?”
Kiedy wyszłam ze
szpitala było już szaro na dworze. Byłam wykończona jak po przebiegnięciu
całego maratonu. Po cichu liczyłam na to, że uda mi się tak po prostu dotrzeć
do mojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Marzyłam o długiej odprężającej
kąpieli i poduszce, która rozumiała mnie, jak nikt inny.
Moje życie nie mogło być takie proste.
Nigdy takie nie było i nie było najmniejszej szansy na to, aby to się
zmieniło.
Usiadłam na kamiennych schodach tuż obok niego. Nie musiałam patrzyć na niego, aby wiedzieć o
czym myśli. W przerażający sposób rozumiałam jego uczucia bardziej niż którekolwiek
z nas by tego pragnął.
Westchnęłam.
- Jakby tak się zastanowić to odrobinę ją rozumiem.- zaczęłam choć wcale
nie miałam ochoty na bronienie jej.
Miałam być szczera? Ok. Ale żadnej przyjemności z tego nie czerpałam.
Nawet najmniejszej.
- To miało mnie pocieszyć?-spytał retorycznie, po czym dodał- Tak między
zdaniami, Miętus to jej kuzyn.
Niemal zakrztusiłam się na tą nowinę.
Gafa. Kolejna gafa w moim wykonaniu!
- Wiesz co? Czy tego chcę czy nie, muszę przyznać, że mimo wszystko ona
nie zasłużyła na taki wyrok nad jakim się zastanawiasz.- powiedziałam szczerze,
choć z lekkim lękiem, którego przyczyny jeszcze nie znałam.
-Teraz bawisz się w sędziego?
- Mówię poważnie. Jeśli ta zdrada to tylko moja fantazja… to ona zasłużyła
na wybaczenie.
- Ależ ty łaskawa- zakpił.
- Najprawdopodobniej to przez nadmiar emocji, tych wszystkich wydarzeń,
powrotu do was i dziwnego imienia mojego siostrzeńca. Ale dzięki temu lub
właśnie przez to, mówię ci, jeśli ją kochasz to po prostu wstań i idź do niej.
Takie poddawanie się i bezczynność nie jest w twoim stylu, Maćku.
Nie wstał. Nie ruszył się nawet o milimetr. Wiedziałam, że w jego wnętrzu
rozgrywa się kolejna walka. Tą swoją bezczynnością dawał mi więcej nadziei niż
bym sobie tego życzyła, więcej niż sobie zasłużyłam.
Wtedy wstał. Brutalnie rozerwał moje serce, jak wtedy ja jego. Po prostu
wstał i niemal wybiegł, pozostawiając mi ciche „dziękuję” i tą przygniatającą
świadomość.
Kochał ją…
„Gdy
wszystko co chce niebo dać- zamieniam w ogień,
wszystko
co chce niebo dać- umyka z objęć,
kiedy
bliskość nas rani aż tak.”
**
Teraz będę nie skromna xD
Są momenty, które osobiście bardzo lubię, mam do nich taki mały sentyment albo aż za bardzo do mnie pasują xD
Chciałabym żebyście sami szczerze napisali, jaki jest ten rozdział według Was. Każda opinia jest dla mnie ważna.
Rozdział zainspirowany nową płyta Patrycji Markowskiej oraz cała ta aferą z 'RoyalBaby';P
Pozdrawiam!
12 dni do LGP!
Mam nadzieję, że będę pierwsza!
OdpowiedzUsuńMam być szczera! No to jedziemy z koksem!
Kocham cię i ty już to wiesz!
Kocham cię za to, że wrzuciłaś rozdział!
Kocham cię, że jest taki przepełniony lekkim żartem, opisem i filozoficznym spojrzeniem.
Jak przeczytałam Sergiusz to i tak moja łepetyna zrozumiała, że Syriusz, a wiesz dlaczego?
Bo płakałam jak bóbr, jak mi Rowling zabiła ojca chrzestnego HP!
Więc wybacz, następca tronu skoków narciarskich pozostanie dla mnie Syriuszem! Mam nadzieję, że Olka mnie za to nie zabije, a Stochowie wybaczą ^^
Maniek to pierdoło, ty pacanie no...
Zrobił to specjalnie, prawda? Niech on spada od tej Zuzy. Nie lubię jej i już!
No ale wiem, że od razu różowo nie będzie. Trochę minie, nim na owo zaufa Olce!
Było pięknie, czytelnie i bezbłędnie i chcę w miarę szybko kolejną część!
Mam nadzieję, że zmobilizowałam! <3
Kocham raz jeszcze! Pamiętaj o tym :)
Dziekuje!!!!
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie, że siedziałam tak wgapiona w kalendarz i poszukiwałam odpowiedniego imienia dla Stocha Juniora.I irytowałam się, że żadne nie jest wystarczająco odpowiedniexD Ono miało mieć albo jakiś symbol albo po prostu nie miało być zwyczajne. I tak myslałam i myślałam i w końcu musiałam to zrobić. Załatwiłam dwie albo nawet trzy pieczenie na jednym ogniu i wyszedł Sergiusz.
Ja też nie mogłam wybaczyć Rowling, że zabiła Syriusz i w pewnym sensie imię jest inspirowane. Tym bardziej, że ostatnio tak samo czesto czytam opowiadania o braciach Kot co o Regulusie i SyriuszuxD
Od Zosi xD Ale podobnie wiec to nie taki bładxD
O ile zaufa kiedykolwiek Olce!;P
Oczywiście, że powera dodałaś ;)
A ja jeszcze raz dziekuje!!;***
No to widzę, że my naprawdę podobnie myślimy!
UsuńNiech żyje nam Syriusz! Następne pokolenie skoczków narciarskich, kto wie, może przebije rekord Gregora! :D
A co, życzę mu tego!
Syriusz, Syriusz, strasznie długo przeżywałam jego śmierć, bo kiedyś jak byłam nastką pisałam do zeszytu opko, że Syriusz był mym ojcem!:D No i ten tego, kochałam i Draco i Freda :( takie połączenie fikcji z SF xD
No Zosia, faktycznie podobne więc to dobrze, że nie taki błąd :)
Ej, czyżbyś mi coś sugerowała? No kurdę no?!?!
Mam nadzieję, że Olka sobie flaki wypróbuje, ale naprawdę pokaże swój błąd jaki popełniła. Bo on tak naprawdę tej całej cudnej Zosi nie lubi! Nie kocha! Po prostu za głęboko schował ,zamaskował uczucia jakimi darzył Olkę i po prostu się boi! Co wcale mu się nie dziwię, ja po takim doświadczeniu dwa lata nie mogłam spojrzeć na faceta, więc Maciejosłąwa rozumiem!
Cieszę się, że powera dodałam!
Buzi! <3
Ludzie pomyślą,że nasze komentarze to druga czesc rozdziału bo pomału są dłuższe od niego xD
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieję, że wszyscy skoczkowie bedą mieć synów, którzy oczywiście pójdą w ich ślady i dzieki temu bedziemy mogly jako staruszki kibicować im i pisac o nich opowiadania xD
Ostatnio czytałam takie swietne opowiadanie na pewnym forum o Syiuszu. Syriusz tam był tak syriuszowy, jak to tylko możliwexD Ale niestety już jest zakonczone.
Ja to mam takie fazy czasem cofam się i znów zaczynam czytac potterowskie opowiadania, od których zaczelam , później naskrobie cos o th albo przeczytam jakies stare opowiadanie. Od skocznych opowiadań dość długo uciekałam bo obawiałam sie pisać o prawdziwych ludziach. Jak widac olałam moje obawy i wkrecilam sie w ten swiat:>
A co do Olki i Maciejosława... skomplikuje im zycie, jak sie da. Jesli to przetrwaja to bedzie happy end , jeśli nie... to odpowiedź jest oczywista;P
Muahahaha, wiesz, że wcale bym się nie zdziwiła, jakby zaczęli czytać i nasze komentarze, bo faktycznie zaczynamy bić na długość nasze rozdziały ^^
UsuńSynami bym nie pogardziła, bo później będziemy porównywać czy tak samo przystojny, mądry i dobry jak tata czy syn przerósł ojca :D
Dodatkowo nasze opowiadania urosną do rangi "Mody na sukces" zobaczysz!
Drzewa genealogiczne będziemy musiały szkicować! xD
Ej, to wcale nie głupi pomysł, nie sądzisz? :>
Ja kiedyś tez czytałam bardzo dobre opowiadanie z Draco Malfoyem i Hermioną Granger, normalnie miód, cud, malina i od lat +18 ;) (chociaż wtedy nieletnia byłam)
Cieszę się, że się wkręciłaś bo inaczej bym cię nie znalazła i nie poznała ^^
Więc jest za co chłopakom dziękować! :)
No bez jaj, no! Obiecałaś kontynuację i wszyscy chyba myślą, że skończy się happy endem, skoro ją kontynuujesz!
Przynajmniej ja mam taką nadzieję! :D
Oj tam, oj tam;p Czy zycie da sie zaplanowac? Nie! No wiec, jak mozna zaplanowac zakonczenie opowiadania;p
UsuńNiee mogee sie doczekac pierwszej polskiej ,skocznej mody na sukces;D
Czekałam na tą scenę z fryzjerem XD
OdpowiedzUsuńDziękuję :P
Jeśli mam być szczera to rozdział jest niesamowity. Naprawdę. Świetny.
To imię dla dziecka nieźle wymyśliłaś..hahaha :D
Kocham twojego bloga, kocham, kocham, kocham :3
I pozdrawiam :)
Zapomnialam dopisac, ze fryzjer pojawil sie na szczegolne zamowienie;) Mialas racje, od razu lepiej wygladaxD
UsuńZa komplementy dziekuje i postaram sie nie popasc w samozachwytxD Ten rozdzial tak latwo sie pisal ze oprocz imienia nie musialam nic kombinowac;)
Rowniez pozdrawiam!
On nie może jej kochać!?
OdpowiedzUsuńWitam! ;)
OdpowiedzUsuńTak to czasem bywa,ze kiedy odpuscimy na moment, zapominamy, ze inni nadal sa w grze. Olka dosc dosadnie sie o tym przekonuje.
Dziekuje za oddzew i pozdrawiam!;)
Sergiusz. Już go uwielbiam. ;))
OdpowiedzUsuńScenę, kiedy Ola wzięła małego Stocha na ręce, czytałam z dziesięć razy.
Wiem, jaki to strach tak wziąć malutkie dzieciątko na ręce, bo sama mam już teraz 8 miesięczną siostrzyczkę. ;))
A Maciek? Szkoda mi słów, na to jak się zachował.
Ale mam nadzieję, że się opamięta.
Bardzo się cieszę, że Ola wróciła do naturalnego koloru. Nie pasowała mi w czerwonych włosach. ;))
Pozdrawiam. :)
Ale uwielbiasz małego czy dużego Sergiusza?
UsuńCiesze sie ze ta scena ci sie podobała i ze tyle razy ja przeczytalas;D
Maciek zrobił to, co uważał za słuszne.
Wszyscy tak zwracają uwagę na kolor włosówxD Nie rozumiem dlaczego xD
Dzieki za komentarz!!;)
I małego i dużego Sergiusza. :D Mam duże serce. ;)
OdpowiedzUsuńPewnie dlatego tak zwracamy uwagę na kolor,bo po prostu przywykliśmy już do niego. :)
Wszelkie zmiany psują już wcześniej wykreowany obraz Oli. :D
Tak przynajmniej jest u mnie. :)
Sergiusz? OMG! SS! hahahaha, nie mógł to ktoś inny jej ratować? Jeej, biedne dziecko :D
OdpowiedzUsuń