„Ludzie lubią komplikować sobie
życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane.”(Carlos
Ruiz Zafon)
Czasem naprawdę warto. Bywa, że
budzisz się rano i wiesz, że to ten dzień, ta chwila. Wszystko w twoich dwóch,
niby magicznych, dłoniach. Zaraz po tym rzeczywistość ofiarowuje ci brutalnego
liścia, prosto w policzek. Twoja godność
cierpi, ale bardziej masz za złe sobie, że na to wszystko pozwoliłeś. Pojawiają
się wyrzuty sumienia, wątpliwości i inne uczucia, z którymi walczyć jest zbyt
trudno.
Dokładnie tak, czuje się teraz.
Patrzę w dal, w niewielkie okno. Chcę wchłonąć
ten krajobraz, tą biel i moc płynącą z tych gór. Tylko one mają dać mi
ukojenie. Na niczym, ani na nikim innym nie spoczywa teraz taka
odpowiedzialność, jak na tych pięknych Tatrach.
Boję się nawet mrugać żeby go
nie obudzić. Najważniejsze mają być te góry, zero myśli, uczuć i innych
paranoi. Zamykam powieki natychmiast, kiedy On się porusza. Cieszę się, że moje
serce nie wydaje dźwięku, w innym przypadku wrzeszczałoby z rozpaczy, aż do
czasu, kiedy wszystkie szyby by nie pękły. Dopiero ta malutka nutka dramatyzmu
mogłaby dać mi zapewne ukojenie. Teraz to nieistotne, nie ważne.
Czuję, jak siada gwałtownie na
łóżku i cicho klnie.
Jest taki
przewidywalny…
Choć gdzieś
głęboko liczyłam na inną reakcję, ale to nie ważne. Zapewne nie wie, czy wpaść
w furię czy w histerię. Gorzką pigułkę pozostawiam na później, chcę być całkowicie
skupiona na mojej grze w „śpiącą królewnę”.
Czuję powiew wiatru, kiedy z
prędkością światła odchyla kołdrę i wstaję z łóżka.
Sztywnieje
powtarzając sobie w myślach: ”jeszcze chwila, krótka chwila.” I nie wiele się
mylę. Odkąd wstaje z łóżka niemal rzuca się na swoje ubrania i parę sekund
później słyszę oddalające się kroki.
Nagle
nastaje cisza.
Stoi gdzieś
na korytarzu, pewnie koło drzwi.
Zaciskam
powieki jeszcze bardziej, ale tym razem nie po to, aby myślał, że jeszcze śpię,
ale po to, by powstrzymać łzy.
Potem trzaska
drzwiami.
Chyba już
nie dba oto, abym go nie usłyszała. Może to zemsta? Może tylko w taki sposób
jest w stanie powiedzieć mi, że to był największy błąd w jego życiu?
Chwile
wsłuchuję się jeszcze w echo huku, który zaserwował mi przed chwilą ‘mój Książe’.
Potem
odwracam się próbując wtulić się w miejsce, na którym jeszcze nie dawno leżał.
Wzdycham
jego zapach i beznadziejnie moczę pościel gorzkimi łzami.
**
I w
pewnym momencie wybuchłam. Wrzasnęłam tak głośno, jak tylko potrafiłam. Upadłam
na kolana i wydobyłam z siebie długi, pełen bólu i goryczy wrzask. Czułam jak
pulsują moje żyły, jak serce przyspiesza, a krtań rozpoczyna maraton. To nie
był już zwykły krzyk, to był czysty ból.
Waliłam pięściami w śnieg raniąc przy tym ręce, jak bardzo się dało.
Chciałam, żeby ból fizyczny był silniejszy, żeby ten wewnątrz mnie, ten z
którym sobie kompletnie nie radziłam, zelżał i stał się tylko delikatnym szmerem.
I o dziwo nie uroniłam wtedy żadnej łzy. Nie licząc tych niewidzialnych
od których tonęła moja dusza.
Ochrypły warkot, który teraz wydobywał się z mojego gardła
sprawił, że zaczęłam się krztusić. Gardło bolało mnie nie miłosiernie. Czułam jakby było całkiem wyschnięte.
- Ola?- usłyszałam czyiś głos tuż nade mną.
Moje wnętrze było tak
drażliwe, że kiedy tylko usłyszałam męski głos chciałam puścić się biegiem byle
jak najdalej stąd, byle zniknąć mu z pola widzenia.
Byłam niestety zbyt roztrzęsiona, aby mi się to udało, zamiast
tego pośliznęłam się podczas wstawania i przeturlałam się kawałek w dół drogi,
prosto do rowu. Próbowałam wyczołgać się,
ale byłam na to zbyt słaba.
Czułam, że był coraz bliżej. Moja rozpacz uruchomiła ostatnią broń jaką posiadałam,
wypuściła potok łez, który wmieszał się z śnieżnobiałym puchem. Leżałam jak
długo, bez sił aby się poruszyć, bez motywacji, aby zdobyć się na stabilność
psychiczną i odejść z podniesioną głową.
- Coś ci się stało?- spytał znów.
Zamknęłam oczy i zacisnęłam pięści na uszach. Chciałam
zniknąć, ale miałam tylko taki zasób możliwości.
Poczułam, jak ktoś odwraca mnie na plecy, odsuwa włosy z
twarzy i pomaga usiąść. Nie stawiałam się. Nie miałam na to odwagi. Może nawet
ochoty?
Odchylił lekko moje ręce od uszu i powiedział głosem pełnym troski:
- Nic ci nie zrobię. Otwórz oczy.
Nie miał magicznego zegarka na sznurku, nie liczył do trzech
i nie znał żadnych zaklęć, a mimo to czułam, że mnie zahipnotyzował tą serdecznością,
tym ciepłem, którego wewnątrz pragnęłam tak zachłannie.
Spojrzałam na niego otępiałym wzrokiem. Był zmartwiony, ale
spokojny. Miał szczere intencje. Tak, to biło z jego oczu. Łzy zaczęły
wysychać, serce wyrównywać bieg. Jego spokój wnikał też we mnie.
- Muszę być sama- szepnęłam ochryple.
Jego spojrzenie sprawiało, że byłam niemal pewna, że potrafi
czytać mi w myślach. Badał każdy aspekt mojej psychiki. Chciał mi pomóc, ale co
raz bardziej wydawało mi się ,że nie miał pojęcia, jak ma się za to zabrać.
- Mieszkasz, gdzieś tu? Odprowadzę cię tam- oznajmił i zaczął
wstawać chwytając moje ręce, abym nie wywinęła kolejnego orła.
- Nie- powiedziałam stanowczo.- Muszę iść na skocznie. Muszę
przeprowadzić wywiad z …
Rzuciłam się w jego ramiona całkowicie nie myśląc, dlaczego
to robię, a już tym bardziej czy powinnam to robić. Potrzebowałam choć minimalnej
ilości jego ciepła, które gromadził jak wielbłąd w swoim sercu.
Poczułam, że na początku chciał mnie odepchnąć, ale szybko zmienił zdanie i pozwolił mi na
chwile słabości.
Jestem pewna, że gdyby nie jego ramiona rozpadłabym się na tysiące kawałków i już nigdy nie zdołała
odnaleźć pozostałych elementów. I niemal
w stu procentach wiem, że uratował mi życie. Bo myśl, która pojawiła się zaraz
po wyjściu Maćka, o zakończeniu tego wszystkiego, o końcu mnie, gdzieś znikła.
- Przepraszam Kuba, naprawdę przepraszam…
**
Tłum
wstrzymał oddech. Tysiące par oczu pod skocznią i miliony przed telewizorami
patrzyło, jak zahipnotyzowani w narty biało-czerwonego skoczka. Skok był
niebotycznie długi. Rekord, to było pewne. Ale na moment to przestało mieć
znaczenie. Tylko ten cholerny kant narty
pozostał w centrum wydarzeń. Śnieg sypał niemiłosiernie, wiatr też nie ułatwiał
zadania. Emocje zawsze tak skutecznie
oddzielone w osobnej szufladce dziś wylewały się przez szpary.
Pamiętam
lata temu, ktoś mi powiedział, że powinienem być ostrożny, gdy chodzi o miłość.
Tak zrobiłem.
Byłaś silna, a ja nie.
Moje złudzenia, mój błąd.
Byłem nieostrożny, zapomniałem.
Tak było…
Obrazy, od których chciałem uciec. Wspomnienia, które jak w
kalejdoskopie krzyczały, sprawiając, że lądowanie odbywało się o parę metrów
dalej niż nakazywał zdrowy rozsądek. W miejscu gdzie bezpieczeństwo przestaje
istnieć, gdzie walka z naturą z góry skazana jest na porażkę.
Powiedz
im, że byłem szczęśliwy.
Moje serce jest złamane, wszystkie moje blizny
są otwarte.
Powiedz im, że to, na co liczyłem byłoby
niemożliwe, niemożliwe
niemożliwe, niemożliwe.
Wiedziałem
to. Mimo to nie potrafił pozbyć się ze
swojego umysłu jej obrazu. Cała ta noc, jej dotyk, jej zapach, ich ciała tak
blisko, to wszystko sprawiało, że
wariował. Nadal wariował! Nic się nie zmieniło. Ba! Było jeszcze gorzej bo
teraz miał Zosię! Zosię, która była ideałem. Jasne, ostatnio mieli gorsze i
lepsze dni, ale to nic. Od zawsze szukał kogoś takiego, jak Ona. Ona sprawiła,
że potrafiłem wygrać z samym sobą i kto wie czy gdyby nie zjawiła się na mojej
drodze, nigdy nic bym nie osiągnął w sporcie i w moim wnętrzu. Dawała mi tak
stabilną siłę dzięki, której wszystko było możliwe.
A
teraz, gdy wszystko jest skończone,
Nie ma już nic do powiedzenia.
Odeszłaś, tak bez wysiłku.
Wygrałaś.
Idź przed siebie i im powiedz.
Powiedz im wszystko, co teraz wiem.
Obwieść to całemu światu.
Napisz to na tle nieba, że wszystko co
mieliśmy, przepadło.
Ale dziś nawet przez moment nie mogłem skupić
się na chwilach spędzonych z Zosią. Kiedy tylko zaczynałem wyobrażać sobie jej
twarz, odruchowo pojawiały się wspomnienia dzisiejszej nocy. Nie mogłem oprzeć się
wrażeniu, że w tych wspomnieniach nie ma ani grama wyrzutów sumienia. Ona je
wszystkie odebrała!
„Trudno
jest się odkochać.
Uwierzyć
w wyimaginowaną zdradę jest trudniejsze.
Utracone zaufanie i złamane serca.”
„
A teraz, gdy wszystko przepadło, nie ma nic do powiedzenia.
I jeżeli skończyłaś zawstydzać mnie,
idź przed siebie, sama, i im powiedz.
Powiedz
im wszystko, co teraz wiem.
Obwieść to całemu światu,
napisz to na tle nieba, że moje serce jest
złamane.
Powiedz im, że to na co liczyłem byłoby:
niemożliwe, niemożliwe
niemożliwe, niemożliwe…”
Właśnie dlatego stanąłem twarzą w twarz z naturą i
całkowicie się jej oddałem. Wylądowałem najlepiej, jak wtedy było to możliwe. Udało
mi się utrzymać równowagę, aż do momentu, gdy narta podjechała pod drugą i to
był koniec.
Echo rozhisteryzowanego tłumu było ostatnim głosem jaki
usłyszałem.
„Napisz
to na tle nieba, że wszystko co mieliśmy, przepadło.”
Powiedz
im, że to na co liczyłem byłoby:
niemożliwe, niemożliwe
niemożliwe, niemożliwe…”
**
Po prostu dziękuję tym, którzy zostali:)